Komentarze: 0
Nie rozumiem! Jak BÓg mi swiadkiem. Zaproponowa mi,żebym mu potowarzyszya do domu. Zapytaam czy mnie odprowadzi na przystanek. Odprowadzi. W trakcie rozmowy, byo fajnie jak zwykle. Tematy nasuway sie za tematami. Powiedziam mu ,ze jestem wkurzona na to,ze jak sie umawia to nie daje znaku ,ze nie przyjdzie i zachowuje się jak dziecak. A potem nastaa cisza. Tak nieziemska cisza... Widziaam jak zasania wosami czerwone oczy. Ubodlo go to. Wiedziaam ,ze nic juz nie zrobię. Nadjecha autobus i pojechaam do domu.
On zawsze jest uparty i wmawia innym ,że nic się nie stao a potem cierpi w samotnosci. Nie wiem jak z nim rozmawiac wtedy. A lubie go... az za bardzo.