Rano weszłam do szkoły z burzą w głowie. Koszulka w kolorze ecre odbijała wszystkie promienie i skupiała je na moich oczach. Oczy pospiesznie szukały odpowiedzi na pytania: Co to jest entropia? Jakie statystyki można zastosować w Pascalu? Nagle ktoś wyszedł z Bss-u. siedząca spokojnie postać zwóciła sie ku osobnikowi zmierzającemu ku drzwiom: Dzień dobry! Odpowiedział: Dzień dobry!
Zadzwoniła Monika, a potem wszyscy się spotkaliśmy na górze. Raczej wpisu nie będzie- oświadczył - musicie poprawić projekt. Taa, skryzwiłam się, bo wiem,że to prawie niemożliwe. Z tą wiadomością rozesłał nas do sali 214.
Birula z dokładnością matematyka wyliczał , gdzie i jak mamy siedzieć. Po długim oczekiwaniu połaczył nas egzamin. Własnie dostałam zdjęcia z testu. Ludzie sa niesamowići: robili foty komórkami, aparatami fotograficznymi.
Nikomu źle nie życzę. Ale na logikę: Jeśli większość zda, a zawsze było tak,że szczęśliwców było mniej więcej połowa to profesor moze się domysłić ,że jest cos nie ta.
Potem kilka minut rozmawiałam w palarni z Moniką o ciężkiej sytuacji z Borkiem. Stwierdziła,że w ciągu tygodnia trzeba mu to zanieść i pogada z Piotrem. (Kiedyś Piotra zjechałam,ze to taki chwalipięta, a w sytuacji podbramkowej okazało sie że jest w porządku.
Trochę mu zawdzięczam.)
Od słońca oczy mnie rozbolały. Potrzebowałam dopalacza. Poszłam do "AUTYSTYCZNEJ" na surówkę. spotkałam znów grupe spikowców, którzy "zachwalali" egzamin. Wzięłam się do czytania Ścigałki.
Na egzaminie czułam się jak by mnie ktos walnął obuchem w głowę. Niebezpiecznie lekko, niebezpiecznie płynnie, niebezpiecznie cięzko...Gdyby nie proszek zawróciło by mi w głowie, ale sie udało.
Po mniej wiecej połowie przeznaczonego na test czasu, zaczęli coś wiercić, rozbijać na podwórku, które sąsiadowało ze szkołą. Taki "Prażański dystraktor", norma.
Pojechałam do domu, aby chociaż 30 minut odpocząć, odświeżyć się, uciec. Wkurzyłam mamę, bo nie opowiedziałm jej dlaczego jestem zła. Wyszłam tak samo pośpiesznie, jak tam wparowałam.
Przed szkoła czekał Santiago. Mieliśmy iść do Ustianowej po wpis. Niespodziewanie szybko dostaliśmy się do p12. Jeszcze
Santaigo patrzył po etykietach na dzwiach: Przypuszczam że tam robią badania laboratoryjne na szcurach!
Weszliśmy.
Spojrzał po tym co porawialiśmy. stwierdziła ,że to jest to samo co przed tem.
Powiedziała,że robimy z niej idiotkę, bo mieliśmy to poprawić. Zbagatelizowałm to,że chciała z poprawkami. stwierdziłam ,ze nie zdążymy, dlatego nie powiedziłam Santiago.
Odesłała nas, abysmy zrobili to teraz zaraz i przyszli do niej.
Wciekły Santiago wyszedł. Zmierzał do 214, potem biblioteki. Powiedziłam: Kawiarenka jest czynna. Siedziałam tam najpierw sama, nim Santiago spalił papierosa w palarni. było mi wstyd, ale nie chciałam się przyznać.Nie chciałam się rozpłynąć, przy nim. Popijałam cały czas wodę, bo nie miałam nic do "zagryzienia" nerwów.
Czekaliśmy przed drzwiami p12 z godzinę. Santiago umówiony był na 17.30, mijała właśnie 18. łzy mi naleciały do oczu, ale powiedziałam,ze się nie złamię. W głowie się kłębiła myśl:"On znowu to przyjął ze stoickim spokojem, aja wiem, ze podłozyłam mu świnię. To moja wina!"
Po pewnym czasie głuchej ciszy, przyszła Karolina. Połaczenie pięknego umysłu i pieknych kształów. Ona tylko wpis, bo poprawiały wywiad na 5. Zapytała co mamy. No my chcemy 3 i spojrzął na mnie. Wściekła stałam przy drzwiach i sie nie odzywałam.
Tak mnie wpieniło ta sytuacja, tym bardziej,ze Kuba mógł wylosować nas do swojej grupy i mielibyśmy z głowy wywiad już dawno. Poz a tym na inna ocenę niż 3, przy mniejszym wkładzie stresu.
Dominika kazała przekazać dziewczynie , która u niej była,żebysmy poczekali jeszcze chwilę. Karolina zaporponowała,zeby zapukac do drzwi. Juz miałam to zrobić, gdzy Santiago stwierdził: Daruj sobie.
Po 10 minutach Dominika raczyła wyjść. Objęła nas swoim badawczym wzrokiem.
Weszliśmy znowu.
Już nie chciałam sie odzywać. Już mnie to waliło, co ona powie. Nawet nie wyjmowałam indeksu, bo wiedziałam co będzie: kolejna zjebka.
Konkluzje były takie:
Za mało włozyliśmy w to siebie.
Po santiago spodziewała się więcej.
Odniosła wrażenie,
że coś miedzy nami złego sie zadziało,
że nie potrafimy sie porozumieć.
Santiago dostał 3+,
ten plus za aktywność na zajęciach,
a ja 3.
Zapytał jeszcze czy Dominika prowadzi jeszcze jakieś zajęcia. Powiedziąła,ze studium przypadku na zaocznych. Santiago stwierdził : będę miał szansę ,żeby się zreflektować. Odpowiedż była taka, że życzy nam powodzenia, ale zajęcia prawdopodownie nie będą z nią.
Wyszliśmy. Karolina spytała się dlaczego mamy takie miny.
Santiago : Konkluzja była taka: za mało włozyliśmy pracy w wywiad.
Ja udawałam, ze jest wszystko Ok. Nie miałam ochoty się z nikim dzielić porażką.
Santiago zapytał mnie czy mnie nie podwieść. Stwierdziłam, że mnie towszystko wkurwia i musze się teraz przejść. Podejrzewam, że to było tylko pytanie kurtuazyjne.
Moja logika:
skoro jedno ciało jest nabuzowane i drugie ciało jest nabuzowane,
to jeśli długo się znajdują obok siebie, mogą wybuchnąć.
Emocje, które towarzyszyły by wybuchowi, zniszczyły by
obecne relacje między obiektami,
sprzed stanu zaostrzenia.
Szwędałam się 30 minut po Pradze, z poczuciem,ze brakuje, aby coś złego mnie jeszcze dobiło (np: kolo z bejzbolem pragnący mojego dobytku). Niestety, miałam szczęście... i to mnie jeszcze bardziej wkurwiło...
w autobusie rozmawiałam z Mariuszem czy by nie poszedł ze mna na grilla do Kamy. Mariusz zapytał od której jest impreza.
Weszłam do domu. Mama nie była już tak zła. Zawinęłam dwa banany,zeby nie "zagryzać", czymś co mnie pogrubia.
Zadzwoniłam do Mariusza. Rozmowa między smyczami,a pokarmem dla psów, trochę mnie odpręzyła. Mariusz stwierdził, ze w niedzielę ma egzamin o 9. Powiedziąłm,ze jest wytłumaczony. Wpadł na pomysł, zeby spotkać sie we trójkę, Ja Lena i on, postawic flaszkę i sie w nia wpatrywać. (Taka fajna, żaluzja,że jest pijący, a my nie możemy, i to mu sprawia niesamowity ból psychiczny.)
Mama mi pomogła odswiezyć "uśmiech" i położyłam się spać. To był długi dzień. Bardzo długi.
Następnego dnia rano posprzątałam pokój. Przy piosence Ani Dabrowskiej Charlie Charlie dostsałam wiadomość od "OJCA" z Koszalina. Potem od "LOKATEJ".
Jak dobrze wiedzieć, ze nie jestem sama w tym cholernym zyciu, które mi nadano. Jak dobrze wiedzieć, że listy bez znaczka też przenoszą słodkie jak miód zdanie: "MYŚLĘ O TOBIE, PAMIĘTAM O TOBIE, A CO U CIEBIE?"
Na tym kończę. Zaraz sesja BE. Na końcu tęczy jest garniec. Byle dotrwać!