W niedziele bylam z rodzicami od dziadka. Na RÓżanej życie wrzalo. W porównaniu do poprzednich dni, widziaam ,ze mój dziadzius sie ucieszyl. Beatka przyjechaa z Mackiem i ich mala pociechą. Patrynia przez krótki czas patrzya sie na mnie, bo mnie dawno nie widziala, a potem tylko sie smiala... "WIdać mnie nei widać, nie widac, nie widac, widac!"Dzieciaczki do mnie lgna jak do namagnesowanej kulki :)
Po powrocie tata wyciagnal mnie do Kościoa, chociaz wie jakie4 mam zdanie na temat uczestnictwa we Maszy.. szczególnie biernego. Odkąd wstąpiam do Wspólnoty akceptuje tylko modlitwe przez śpiew, i sprzeciwiam sie bogaceniu Kśięzy... a niestety naszego Proboszcza tylko znam od tej strony.Ale to jest moje zdanie. Po Mszy nie omieszkam go przytoczyć. Przynajmiej wywiązala sie miedzy nami rozmowa.
Po pysznej kolacji, stwierdzilam ,ze nie chce mi sie siedziec w taki piekny wieczór w domciu. Zadzwonilam do Mariusza...( Z resztą jak robię od tygodnia ,keidy chce pogadać, lub mi sie nudzi). by zmeczony. Zapytal co sie stalo. Powiedzilam ze nic. On na to ,że jednak. Zaprosil mnie do siebie. W autobusie cieszylam sie na to spotkanie, ale zeby nie wyjsc na idiotke musialam szybko wymyslic jakis dobry powod mojego "zasmucenia" . Trudno bylo.... PUSTKA W GLOWIE...(No moze nie calkiem" spotkam sie z Mariuszem..tralalala!"). Otworzy mi drzwi. Byl bez skarpetek. Zrobilo mi sie troche gupio... szykowal sie pewnie do spania...Dlatego powiedzilam, godzina i wypad.
TAA AKURAT!!!
Zrobil mi herbatke, wyjelam ciasteczka i mambe. Chcialam mu powiedziec ,ze w tak zimny wieczór , bedzie doskonalym lekarstwem, ale wydawalo mi sie ,że juz jak stwerdzono zasmutanie, to to będzie temat od którego latwo bedzie przejść do uscisku.
TAA AKURAT!!!
Nie marnujmy mojego cennego czasu, powiedzial ... A ja tylko ,zeby być chcwile przy nim, siedzialam i próbowaam stac sie zasmutana z powosdu który zaraz mialam wymyślic.
Padlo na temat, aktualny zawsze w moim przypadku: Cierpienie z braku faceta. Mialam wrazenie ,ze ten temat bedzie wspanialym przejsciem do uscisku.
TAA AKURAT!!!
w sumie to potoczylo sie tak. Zaczynalam temat i pytala a uc Ciebie, chcąc sobie dac czas na dalsze wymyslanie i tematu i jak mu powiedziec że mi sie BESTIA PODOBA... w pewnym momencie przestal pytac. Zaproponowal masaż... NO dobra , mnie w to graj...Boże jakie on ma cudowne lapki.
Polożyam sie na jego milusim kocyku. I co nastąpilo? Odwróciam sie na bok bo zaczelismy jakis fajny temacik. A on mi mówi ,ze sie rozmazaam... Oczy mialam w tuszu. Poprawilam, na chwile bylo spokojnie. Masowanie pleckow to przyjemnośc , jakiej bym nie oddala wtedy za nic. Ale masowanie nóg...WOW...
Od tamtej pory caly czas próbowalam sie nie czerwienic, a on próbowaa wywolać we mnie wypieki. Ehh...I pocieszal...mimo że by wykończony po caym dniu.
Planowo wyszam o 23. Zdążyam zapać ostatnie 508. Az sie mama zdziwila dlaczego tak wcześnie.
Dziisiaj spcjalnie poszlam do kosmetyczki rano, zamiast na genetyke, żeby mnie jutro adna zobaczyl. I jak zwykle próbowąm go namówic, zeby do mnie wpadl na chwilke, rozwiązać test.
Jestem juz w tym momencie dziebko nahalna. Jutro pójdziey do kina i na jakis cza swypisze go ze swojego notatnika, bo zacznie dziać efekt unikania. A ja tego nie chcę. Potrzebuje teraz wsparcia badziej niz ktokolwiek.
Boję sie DEPRECHY ZIMOWEJ, bo to juz tradycja.
I wracając do Tematu Ani. Wlasnie minąl tydzien od kiedy mi powiedziala ,że jestem toksyczna i z tej przyjaźni nic nie ma. Dzieki Mariuszowi na tydzień o tym zapomnialam. Nie chce rozpaczać po stracie koleznaki, choć bardzo to przęzywam. Zaczynam widziec powody dla których mi to powiedziala. Mariusz gdyby byl Anią, na pewno widzialby ze staram sie zrekompensowac to co zle zrobiam. Ale to juz jest nieistotne!
OBYM TYLKO nie przesadzila... i Mariusz sie ode mnie nie odwrocil.